środa, 6 lutego 2019

„Silver – Druga księga snów” – Kerstin Gier - Recenzja

____________________________________________________________

Nie będę się za bardzo rozpisywać, bo druga część jest tak samo dobra jak pierwsza, więc nie ma co się rozwodzić :) Autorka się jak zwykle postarała - nadal jest zabawnie i trochę tajemniczo. Naprawdę wciąga, choć jest już bardziej przewidywalna niż pierwszy tom - "Silver - Pierwsza Księga Snów". Tym razem także nie mogłam się oderwać, przeczytałam całą przy jednym podejściu i od razu zabrałam się za część trzecią...


Drugi tom to dalsze losy Liv i jej przyjaciół, którzy potrafią poruszać się świadomie w świecie snów. Mogłyby się wydawać, że teraz będą już wiedli spokojne i beztroskie życie (i sny) - Anabel przestała im zagrażać, Liv i Henry oficjalnie są parą (nie tylko w snach ale także na jawie), a świadome śnienie daje coraz więcej możliwości. Niestety sielanka nie trwa długo.. Liv nie może pozbyć się wrażenia, że po korytarzach między snami przechadza się coś złowrogiego.. Czyżby Anabel, mimo pobytu w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym, wróciła i chce dokończyć to, co zaczęła? A może to Arthur pragnie zemsty za to, że Liv złamała mu szczękę? A może to zupełnie coś innego? Liv, choć nie ma na to namniejszej ochoty, postanawia się tego dowiedzieć. Postanawia także, ćwiczyć swoje "senne" umiejętności - choćby zmianę kształtu. I całe szczęście, bo na korytarzach zaczyna pojawiać się ktoś nowy, być może nawet bardziej niebezpieczny niż się wszystkim wydaje.. A na domiar złego coś niedobrego zaczyna się dziać z Mią, siostrą Liv -  zaczyna lunatykować i robić straszne rzeczy..

"Mia! - zawołałam, tym razem ostrzejszym tonem. To jakiś obłęd. Moja własna siostra próbowała udusić poduszką poduszkę. Z drugiej strony - gdybym przypadkiem nie wstała, to właśnie dusiłaby mnie. - Obudź się! Już!"

Poza snami życie Liv także się komplikuje - ukochana opiekunka Lottie zakochuje się w bracie Ernesta i to chyba z wzajemnością. Oczywiście Liv i Mia postanawiają sprawdzić, jakie zamiary ma wobec Lottie Charles. Do naszej wesołej rodzinki przybywa także Babcia Graysona i Florence, która (czego można się było, oczywiście, spodziewać) nie pała radością na wieść, że jej ukochany syn związał się z mamą Liv. Pani Philippa Adelaide Spencer jest chyba wzorem dla dowcipów o strasznych teściowych, potrafiących zatruć życie wszystkim, którzy nie są według niej warci jej zainteresowania. Niestety Liv, Mia i ich mama nie należą do śmietanki towarzyskiej, a dodatkowo "nie połknęły kija od szczotki", co przekreśla ich szanse na spędzanie miłych chwil z tą jakże UROCZĄ panią - nazwaną przez Liv i Mię - Bochrą (Bo "Bestia w Ochrach" było za długie). Nie pomagał tez fakt, że wszystkie trzy były Amerykankami. Według Philippy gorsi od Amerykanów są tylko Niemcy - no i tu z kolei podpadła jej Lottie (jakby (wg Bochry) mało było tego, że jest służącą) - do której zwracała się tylko wtedy gdy chciała wydać jej jakieś polecenie. Już sama myśl, że jej drugi syn miałby się nią zainteresować powoduje u niej palpitacje serca.

"Pewne jest, że już w drodze powrotnej z przyjęcia rozmyślałyśmy gorączkowo, jaką dać Bochrze nauczkę. Czułyśmy, że po prostu musimy. Miarka się przebrała, nie, więcej: kropla przelała czarę goryczy."

Mało? No to jeszcze na dokładkę szkolna blogerka Secrecy wie o Liv i Mii rzeczy których nie powinna wiedzieć i które w żadnym razie nie powinny zostać upublicznione. A Henry.. Henry ma tajemnice. Dużo tajemnic. A kiedy Liv zagląda do pewnego snu pewnej osoby.. No, tego Wam nie powiem :)

"Może wcale nie jesteśmy prawdziwi, tylko istniejemy wyłącznie w czyimś śnie?"

Lekko, miło, zabawnie i czasem troszeczkę strasznie - tak można podsumować tę część. Nie jest ani lepsza, ani gorsza od części pierwszej, autorka trzyma ten sam, dość wysoki poziom. Czyta się to znakomicie, jak to trafnie ujęła Anita z "Book reviews by Anita" - "Przez tę powieść się płynie".
No i oczywiście okładka.. Jest piękna, chyba nawet lepsza od pierwszej :) Cała ta seria ma piękne okładki, chyba jedne z najfajniejszych jakie widziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz